Rozdział 2 na nowym blogu :) : angelsdonotdieyet.blogspot.com.
___________________
- Cholera.. Cholera.. Cholera.. - puszczałam pod nosem wiązankę przekleństw, chodząc w tą i z powrotem po pokoju. W zacieśnionej pięści trzymałam zmiętą kartkę. Czułam, jak do moich oczu napływają łzy.
To nie może się dziać.
Zagryzłam mocno wargę, starając się, aby nie przepuścić żadnej łzy. Czułam jednak, że oczy nie wytrzymują i słona woda, spływa po moim policzku. Justin syknął poirytowany, chwytając moje ramiona i zatrzymując mnie. Dopiero teraz musiał zauważyć, że płaczę, bo zagryzł wargę i kciukiem starał się zetrzeć każdą z nich. Następnie nic nie mówiąc, przytulił mnie do siebie i schował swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Sh.. Brookie, proszę nie płacz. - szepnął, składając pocałunek na mojej szyi. Moje ciało zadrżało, pod wpływem pocałunku, jak i strachu. Objął mnie mocniej, starając się uspokoić moje nerwowe drgawki.
- Justin.. Boję się. Boję się co będzie jutro. Co będzie z Tobą, z Jeniffer. Z moją rodziną.. Ze mną.. - pociągnęłam cicho nosem, a on odsunął się ode mnie kilka kroków i pogładził mój policzek. Otworzył usta, by coś powiedzieć.
- Brooklyn! Co tam się dzieje? - z dołu odbył się krzyk, zdenerwowanej mojej mamy. Zagryzłam wargę, słysząc jak idzie po schodach. Musiała się obudzić, przez trzask. Moje źrenice poszerzyły się, a Justin czując zagrożenie, cofnął się kilka kroków w tył.
- Idź do łazienki i nie wychodź stamtąd. - mruknęłam, głową wskazując na drzwi. Przytaknął, wchodząc i zamykając drzwi. Odetchnęłam głęboko, starając się zabrzmieć pewnie. Odkluczyłam drzwi, zastając tam zdenerwowaną rodzicielkę. Szybkim ruchem zmiętą kartkę rzuciłam na szafę, w ręce zostawiając tylko kamień.
- Jezus Maria.. Co tu się dzieje? - krzyknęła zaszokowana. Weszła do pokoju, oglądając kawałki szkła na ziemi i przyglądając się pustemu miejscu, gdzie jeszcze godzinę temu była szyba.
- Brooklyn Destiny Wolf. Odpowiedz na moje pytanie.
Zaczerpnęłam o wiele więcej niż potrzebowałam, tlenu i otworzyłam usta.
- Nie wiem.. Spałam, aż nagle usłyszałam trzask. Wstałam, widząc rozwaloną szybę. Słyszałam tylko, jak jakieś dzieciaki śmieją się i odbiegają. - moje ręce wciąż się trzęsły, ale na dowód pokazałam mamie kamień. Wiedziałam, że kłamię. Ale nie mogłam jej powiedzieć prawdy. Miałam tylko nadzieję, że uwierzy w to wszystko. Przyglądałam się jej twarzy. Natychmiast z surowej miny, zeszła na zmęczoną.
- Och.. Wezwę jutro kogoś, kto wstawi nową. Jeśli chcesz, to idź spać z Sharon. - jej głos był śpiący, a ja odruchowo spojrzałam na zegarek, wskazujący czwartą rano. Kiwnęłam głową.
- Nie. Zostanę tu już, nie będę jej przeszkadzać. Posprzątam to. Zresztą i tak nie zasnę. - odpowiedziałam tym razem zgodnie z prawdą. Rodzicielka skinęła głową i pocałowała mnie w policzek. Już po chwili rozległy się kroki mamy do jej pokoju, co było dla mnie strefą już bezpieczną. Justin wyślizgnął się z toalety i stanął bliżej mnie.
- Dlaczego nie powiesz jej prawdy?
- Nie teraz. Muszę iść po miotłę i to sprzątnąć.
Udałam się do schowku, który znajdował się na przeciwko mojego pokoju, wyciągając z niego miotłe i szufelkę. Wróciłam do pokoju, schylając się i ostrożnie wkładając większe kawałki szkła, na szufelkę. Czułam, że pod powiekami zbierają się kolejne łzy, ale tym razem za wszelką cenę chciałam je powstrzymać.
Musisz być silna.
- Pomóc Ci? - szatyn stał nade mną, pochylając się. - Nie. Już kończę. - szepnęłam, zbierając ostatnie kawałki i przeczesując jeszcze miotłą dywan, szukając jakiś mniejszych. Podeszłam do kosza na śmieci i gwałtownie wrzuciłam tam całą zawartość szufelki. Odstawiłam miotłę, wplątując palce we włosy i opierając się o ścianę, załkałam.
Chłopak podszedł do mnie, łapiąc moją dłoń i splatając nasze palce.
- Ej. Nie płacz. Chodź, usiądźmy. - wskazał głową na łóżko, a ja posłusznie usiadłam, pozostawiając nas w okropnej ciszy.
- Odpowiesz na moje wcześniejsze pytanie? - jego głos był łagodny, a oczy delikatnie starały się odnaleźć moje. Ścieśniłam usta w linię, wcześniej je oblizując.
- Nie mogę jej powiedzieć. Nie mogę, Justin. To złamało by jej serce. Nie może się dowiedzieć. - szepnęłam bezgłośnie, bojąc się, że jeśli powiem to głośniej, to coś się stanie. Justin analizował moje słowa, co jakiś czas zacieśniając i rozluźniając nasze ręce, pokazując, że tu jest.
- Rozumiem. A co z Jeniffer?
- Musi wiedzieć. Musi.. Jest w niebezpieczeństwie.
- Ty też. - odszepnął.
- I Ty. - dodałam, spuszczając wzrok. - Nie chcę, żebyś się w to pakował.
Justin chwycił mój podbródek nakierowując go na siebie i spoglądając w moje oczy. W jego tęczówkach tańczył strach, zdenerwowanie, ale i również ciepło, bezpieczeństwo i determinacja.
- Wpakowałem się w to, ratując Was. Teraz już nie ma odwrotu. - palcem przejechał delikatnie po moim czole, następnie po nosie, kości policzkowej, kończąc na wardze. Wzdrygnęłam się pod jego dotykiem. Przybliżył swoje usta do moich i szepnął w nie.
- I nie żałuję, Shawty.
Złączył je, krótkim, ale stanowczym pocałunkiem. Jeśli chciał pokazać, że tu jest i nie ma zamiaru odejść.. - udało mu się. Poczułam, że mimo wszystkiego, co się stanie, on będzie przy mnie i starałam się brnąć w tą myśl, nie zagłębiając się za bardzo jeszcze w plany Drake.
***
- Jak to, wrócił? - Jeniffer spoglądała na mnie, jak na wariatkę. Przygryzłam wargę, starając się, aby Justin coś powiedział.
- To prawda.. Podrzucił jej dzisiaj to.. - w końcu chłopak dorzucił swoje trzy grosze i z kieszeni wyciągnął wymiętą kartkę, podając blondynce. Dziewczyna ostrożnie chwyciła papier w ręce, oglądając go z każdej strony i posyłając mi niepewne spojrzenie. Przełknęłam głośno ślinę, czując, jak nagle moje gardło wysycha.
- Przeczytaj.. - szepnęłam bezgłośnie, a Justin schował ręce do kieszeni tak, że tylko jego kciuki wystawały.
Spuścił głowę, ewidentnie nad czymś myśląc. Obserwowałam reakcję Jeniffer. Przejechałam wzrokiem po kartce, a gdy przeczytała wreszcie całe zdanie i zrozumiała jego sens, jej źrenice poszerzyły się do granic niemożliwości, a pod powiekami powstały łzy. Zacisnęłam pięści, starając się udawać silną.
- To niemożliwe.. - wychrypiała, rzucając dowód na ziemię i podtrzymując się kawałka ściany. Nagle, bardzo trudno było jej oddychać.
- Wszystko w porządku? - zapytał Justin, a Jeniffer wybuchnęła, niczym fajerwerki. Wyrzuciła ręce w górę, strącając na ziemię szklany dzbanek z półki w jej domu.
- Nie JUSTIN! Nic nie jest w porządku. On tu jest, widzi mnie, widzi ją. - zaczęła krzyczeć, wskazując na mnie i na nią. - I nie odpuści, dopóki nas nie schwyta. - opadła na kolana na ziemię, chowając głowę w jej małych dłoniach. Chłopak klęknął przy niej, opatulając ją swoimi ramionam
- Gdzie jest James? - zapytałam, próbując to jako jedyna wziąć na trzeźwo.
- W pracy. Ma po mnie przyjechać za godzinę..
- Zmiana planów. Za godzinę mamy WSZYSCY. - dałam nacisk na ostatnie słowo. - naradę.
Jeniffer chlipała w kącie, a Justin szeptał jej uspokajające słowa. Dotknęłam swoich skroni, masując je i odstawiając na bok swoje zmartwienia i panikę. Musiałam teraz zachować świeżość umysłu i zacząć pracować mózgiem. Westchnęłam ciężko, gdy uczucie bezsilności coraz bardziej opatulało moją podświadomość.
Nawet nie wiem, co on zamierza zrobić.
Różne myśli przebiegły ukradkiem przez moją głowę, aż wreszcie trafiłam, na tę.. jak mi się wydaje - właściwą.
Skąd Drake miał mój numer? Skąd wiedział, gdzie się znajduję?
Zacisnęłam pięści i zamykając oczy, wzięłam głęboki wdech, wypuszczając go niemal od razu.
Mike. Jak mogłam tego nie zauważyć? Jak mogłam być taka głupia? Podawałam mu numer. Znał mój adres. Zwlekał tak długo z tym nadaniem "pracy", aby porozumieć się z Drak'iem.
W dodatku ta nieufność Justina do niego.. On musiał coś przeczuwać.
Upadłam na kolana, czując łzy pod powiekami. Moje paznokcie wbiły się w uda, robiąc mi niemałą krzywdę, jednak nie zwracałam na to uwagi.
Dlaczego? Dlaczego..Mike..
W tym całym szale, nie zauważyłam, jak Justin pochyla się nade mną i podnosi moje ciało, wtulając mnie w klatkę piersiową.
Spojrzałam w jego oczy, widząc w nich, tę samą zgodność zdań.
- Domyślasz się.. - szepnęłam, a on lekko kiwnął głowa, posyłając mi niepewne spojrzenie.
***
Siedzieliśmy wszyscy przy kwadratowym stole. Jeniffer i James razem, na przeciwko mnie i Justina.
- Musimy stąd wyjechać.. - Justin szepnął, na tyle głośno, że każdy z nas je usłyszał. Spoglądając na kalendarz, na ścianie, uśmiechnęłam się kwaskowato. 10 grudnia. Już niedługo święta..
- To chyba dobry pomysł. - Jeniffer odpowiedziała, przerywając grobową ciszę.
- Co?! Macie zamiar uciekać? Nie! Musimy z nimi walczyć. - James wstał, uderzając ręką w stół. Zrobiłam to samo, jednak bez tak dużej złości.
- Nie damy rady. Nie znasz go do kurwy. Nie wiesz, kim są i do czego zdolni są jego ludzie. Zostając tu, zginiemy. - mój głos jąkał się, ale nie dałam po sobie poznać swojego roztrzęsienia. Musiałam trzymać się zdania Justina, mimo, że on również zbyt dużo nie wiedział o Drake'u .
Od wejścia do mieszkania odbył się grzmot wywalanych drzwi. Wszyscy podskoczyli, wstając i spoglądając na korytarz. Zakryłam usta ręką, widząc, jak kilka cieni stoi w przedpokoju. Stoimy za ścianą, oddzielającą i uniemożliwiając im zobaczenie nas od razu. Justin uniósł palec, kładąc go na usta i głową wskazując, że mamy się cofnąć. Widziałam, jak grzebie w kieszeni jego tylnych spodni i wyciąga niewielkiej wielkości pistolet. Moje oczy niemal nie wychodzą z orbit, jednak nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Justin zacisnął szczękę, wciąż wskazując, że mamy stąd iść i udać się do drugiego pokoju. Odchodząc, szukam w jego tęczówkach jakichkolwiek uczuć.. Strachu, determinacji, złości.. czegokolwiek. Zamiast tego spotykam niemal czarne oczy i pusty wyraz twarzy. James staje przy jego boku, ewidentnie gotowy na wszystko co może się stać. Podczas wycofywania się, ostatnim dźwiękiem jaki słyszę, jest strzał, a potem padające ciało. Następnie wybucha już strzelanina, a ja.. Widzę tylko ciemność.
____________
Tak więc, Drake powrócił :D Co się stało? Justin nie żyje? Czy to Mike za tym stoi?
Wszystko z czasem zacznie układać się w całość :D
Jak Wam się podoba rozdział? Myślę, że jest z długości w sam raz :D
Ps. Dziękuję za tyle komentarzy na tym i na drugim blogu. Nie wiecie, ile to znaczy dla autorki. Kocham Was cholernie mocno <3
Do następnego! :*
Ps2 Nie sprawdzałam błędów :)
OMB ale się dzieję.. mam nadzieję, że Justin jest cały :)
OdpowiedzUsuńRany <3<3<3
UsuńProsze prosze prosze nieeeeee... to nie Justin postrzelony to nie on!!!
Kurde nwm co się stało ale zawał serca był.
Kocham to <3
Weny niunia
Kocham Cb <3
Anana
Super rozdział.♥
OdpowiedzUsuńTylko,żeby Justinowi się nic nie stało.
Biedne dziewczyny co one muszą teraz przeżywać.
Wrócił Drake i nie spocznie póki ich nie zdobędzie.
Czekam na next.♥
@weramichalak
Cudny ! <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńNowy rozdział -> http://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
o matko boska to jest genialne;) czekam na następny rozdział z niecierpliwością !!! co tam się stało ??
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle boski .!
OdpowiedzUsuńawwww *__*
No i chcę Cię poinformować iż zostałaś nominowana do Libster Award Blog .. więcej znajdziesz tutaj .. ---> http://one-die-one-love-one-life.blogspot.com/2013/12/libster-award-blog.html
bądź na drugim moim blogu :
http://you-me-us-forever.blogspot.com/2013/12/libster-award-blog.html
Aaaa genialne nie mogę się doczekać jutra <333
OdpowiedzUsuńboże przeczytałam wszystko za jednym razem jest genialne czekam na nn <333
OdpowiedzUsuń