UWAGA. Aby wiedzieć, kiedy i o której pojawi się kolejny rozdział, zajrzyj do zakładki 'Rozdziały'.
- Brooklyn? Jezu, obudź się..Brooklyn.. - poczułam, jak ktoś, wylewa na moje policzki zimne krople wody. Następnie bierze moje ramiona i lekko nimi potrząsa.
Co jest? Dlaczego nie mogę się poruszyć?Moje powieki próbowały się unieść, jednak bezskutecznie. Słyszałam nad sobą różne, mieszające się ze sobą głosy.
- Obudźcie ją proszę.. błagam. - ten pierwszy był na skraju rozpaczy.
- Sh.. Cholera, uspokój się i nie wierzgaj. Musisz na siebie uważać. Nie dość, że zrobisz sobie jeszcze mocniejszą krzywdę, to jeszcze możesz zrobić jej. Siedź spokojnie.
- Nie potrafię spokojnie.
- Cholera, po prostu zamknij pysk. - odezwał się głos trzeci, nieco bardziej zdenerwowany. Poczułam zimne dłonie na policzkach, które lekko szczypały mnie, abym się ocuciła. Rozwarłam usta, biorąc łapczywie powietrze w płuca.
Dość tego. Czas otworzyć oczka, kochanie. Z taką myślą, zgięłam ręce w pięści, usilnie otwierając oczy.
- Cicho. Budzi się. Spójrzcie.
Gdy moje powieki były wystarczająco wysoko, ujrzałam rozmazujący się obraz i kilka osób klęczących nade mną.
- Brookie, skarbie? - odezwał się jeden z nich, trzymając rękę na swoim ramieniu. Próbowałam rozpoznać skądś ten głos, ale byłam zbyt oszołomiona. Rozszerzyłam źrenice, próbują wreszcie dojrzeć jakieś szczegóły.
Zamrugałam kilka razy, próbując się podnieść do pozycji siedzącej, jednak zaraz poczułam mdłości i zakręciło mi się w głowie.
- Spokojnie, najpierw dojdź do siebie. Zaraz pomożemy Ci wstać.
Opadłam na czyjeś kolana, wstrzymując wymioty i wywracając gałkami ocznymi.
Kiwnęłam zrezygnowana głową, czekając dobre kilka minut. Analizowałam co się stało i kto jest tutaj ze mną. Niestety, byłam zbyt zaszokowana, dlatego dałam się uspokoić. Wreszcie, widząc, już bardziej ostro i czując siłę, spróbowałam wstać i udało mi się to przy pomocy pary rąk, wspomagających mnie. Dopiero wtedy zauważyłam, że siedzieliśmy w jakimś zakurzonym pomieszczeniu, przypominającym piwnicę u Jeniffer. Wróć. To był schowek Jeniffer.
Wzięłam głęboki wdech, spoglądając na już znajome twarze.
- Co się stało? - chwyciłam się za głowę, w miejscu gdzie odczuwałam ból. Jeniffer stanęła bliżej mnie i wzięła moją rękę.
- Zostaw. Masz plaster. Pamiętasz, dlaczego się tutaj schowałyśmy?
Przymrużyłam oczy, aby sobie przypomnieć.
Od wejścia do mieszkania odbył się grzmot wywalanych drzwi. Wszyscy podskoczyli, wstając i spoglądając na korytarz. Zakryłam usta ręką, widząc, jak kilka cieni stoi w przedpokoju. Stoimy za ścianą, oddzielającą i uniemożliwiając im zobaczenie nas od razu. Justin uniósł palec, kładąc go na usta i głową wskazując, że mamy się cofnąć. Widziałam, jak grzebie w kieszeni jego tylnych spodni i wyciąga niewielkiej wielkości pistolet. Moje oczy niemal nie wychodzą z orbit, jednak nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Justin zacisnął szczękę, wciąż wskazując, że mamy stąd iść i udać się do drugiego pokoju. Odchodząc, szukam w jego tęczówkach jakichkolwiek uczuć.. Strachu, determinacji, złości.. czegokolwiek. Zamiast tego spotykam niemal czarne oczy i pusty wyraz twarzy. James staje przy jego boku, ewidentnie gotowy na wszystko co może się stać. Podczas wycofywania się, ostatnim dźwiękiem jaki słyszę, jest strzał, a potem padające ciało. Następnie wybucha już strzelanina, a ja.. Widzę tylko ciemność.
Zakryłam usta ręką, czując, jak pod powiekami powstają łzy. Prawie niezauważalnie kiwnęłam głową, na znak potwierdzenia. Z boku przyglądał mi się Justin, nieco zdenerwowany, wciąż trzymał się za ramię.
- Potknęłaś się i uderzyłaś głową o kant szafki. Musiałam Cię przeciągnąć do tego pomieszczenia, bo by Cię zobaczyli.
Kiwnęłam głową, wypuszczając długo przetrzymywane powietrze. Pomasowałam swoje skronie, analizując słowa.
- Kto by mnie zobaczył? - zadałam pierwsze pytanie, podnosząc wzrok na Justina. Zagryzł lekko wargę i spuścił wzrok. Dopiero wtedy zauważyłam, że jest bez koszulki, a jego ramie jest owinięte w biały, a raczej czerwony (z krwi) bandaż, on sam przyciska go do siebie jak najmocniej.
- Co się stało? - załkałam, podchodząc bliżej chłopaka i opuszkami palców, dotykając lekko zakrwawionego obojczyka i dojeżdżając nimi do skrawka bandaża. Pod wpływem mojego dotyku, chłopaka przeszedł dreszcz. Zacisnęłam zęby, starając się nie rozpłakać. Nie dało to wielkiego efektu, czując, jak pojedyncza, a potem następna i następna łza wymyka się z pod moich powiek.
To wszystko moja wina.
- Odpowie mi ktoś do cholery na moje pytania?! - krzyknęłam, krztusząc się własnymi łzami i spoglądając na wszystkich włącznie z poranionym na twarzy, lekko James'em.
- Drake.. - Jeniffer szepnęła niemal bezgłośnie.
- Co?
- Drake! - wykrzyczała mi w twarz, a jej dolna warga drgała. Skrzyżowała ramiona na swojej klatce piersiowej, nie patrząc w moje oczy i zasłaniając się włosami.
- Co tu się działo? - tym razem pytanie skierowałam w stronę szatyna, który spoglądał w moje oczy i próbował otrzeć moje łzy kciukiem drugiej ręki.
- Przejdźmy do kuchni. - mruknął cicho James, otwierając drzwi i przepuszczając wszystkich. Szłam, słabym krokiem co jakiś czas, pociągając nosem.
Twoja wina. Tylko i wyłącznie Twoja.
Zacisnęłam pięści, próbując jakoś racjonalnie spojrzeć na sytuację. Wyrzuty sumienia, odłożymy na później.
James odsunął mi i mojej przyjaciółce krzesło, posyłając mi niepewny uśmiech. Odpowiedziałam mu grymasem, co przyjął z goryczą i westchnął głośno. Justin nawet nie próbował siadać. Wciąż stał, tyle, że oparty o kuchenny blat.
- Więc? - skinęłam głową, posyłając mu zdenerwowane spojrzenie.
Chłopak zmieszanie wypuścił powietrze ze świstem i przycisnął rękę, do bandaż, krzywiąc się lekko.
- Słyszałaś strzelaninę?
Kiwnęłam twierdząco głową, rozchylając usta.
- To nie ja, byłem tym padającym ciałem. Jeden, z pracowników Drake. Zastrzeliłem go.
Moje oczy przypominały krążki talerzy, gdy usłyszałam, co on powiedział. Mówił to z taką odrazą do siebie, ale mimo wszystko z obojętnym wzrokiem. Moje ręce, zaczęły się trząść, a on unikał mojego spojrzenia.
- Nie umarł. Postrzeliłem go w nogę. - przełknął głośno ślinę.
Wsunęłam palce w swoje włosy, starając się nie jęknąć.
Jeniffer i James mieli opuszczone głowy i usilnie wpatrywali się w swoje splecione dłonie.
- Drake.. Bał się, że jego człowiek się wykrwawi, więc..odszedł. Na do widzenia, strzelając w moje ramię.- na jego twarzy rozbłysnął kwaśny uśmiech.
- Zanim zapytasz. Wyciągnęłam z niego kulę, ale musi jechać do szpitala, aby założyli mu szwy. On się wykrwawi.
- Dlaczego nie pojechał wcześniej?
- Bo chciał, abyś się wybudziła.
Walnęłam pięścią sfrustrowana, w stół.
- Jedziemy. James, bierz kluczyki, Ty prowadzisz.
- Dam sobie radę. - wychrypiał chłopak, dociskając bandaż. Wstałam, podchodząc do niego. Mimo, że byłam o wiele niższa, starałam się, aby mój wzrok w końcu go zmroził.
- Nie, nie dasz. Pakuj się do samochodu. I to już. - warknęłam, a on przymknął powieki, cicho wypuszczając powietrze. Odwrócił się na pięcie, idąc po swoją bluzę. Jeniffer i James wyszli pierwsi, milcząc. Pomogłam Justinowi założyć bluze, jak najdelikatniej. Sama nie wiele na siebie nie założyłam, bo jedynie sweter, oraz buty.
- Tam jest -5 stopni, przeziębisz się. - szepnął cicho chłopak, starając się jakoś rozluźnić sytuację.
- Wątpię, żeby to było aż takie ważne. - syknęłam, czując, jak staję się oschła.
Musisz być teraz stanowcza, żeby nic mu się nie stało. Otworzył drzwi, głośno, a moja twarz przywitała się z chłodnym powiewem wiatru. Zęby zadygotały, ale ze zgiętymi rękami w pięści szłam wprost do samochodu, gdzie czekali już blondynka i James. Szatyn otworzył tylne drzwi samochodu. Przez chwilę, wahając się, czy nie zostać i pilnować mieszkania, stałam w miejscu zamyślona. Wiatr rozwiał moje czekoladowe włosy, sprawiając, że zasłoniły mi pole widzenia.
- Wejdziesz?
- Przepraszam. - odpowiedziałam cicho, odgarniając włosy za ucho i szybko wchodząc do auta.
***
Dotknęłam szklanej szyby, opuszkami palców, czując, jak moja dolna warga drży. Moje ciało było zaplecione w ciało Jame'sa, a ja sama co jakiś czas pochlipywałam. W jasnym pomieszczeniu, na białym łóżku leżał Justin, podpięty do wszystkich możliwych maszyn. Na jego twarzy odznaczał się spokój i ulga. Kawałek jego zabandażowanej skóry, wystawał znad kołdry. Spoglądałam na maszynę, wytyczającą jego bicie serca, ze strachem, że zaraz może ukazać, przestanie pracy. Zaciskałam ręce z całej siły, powodując, że moje knykcie były białe, jak mąka. Moja przyjaciółka stała obok, bez jakiegokolwiek wyrazu na twarzy.
To straszne, widzieć go tutaj takiego bezbronnego na łóżku, gdy jeszcze kilka godzin temu, uśmiechał się i żartował.
- Musimy wyjechać.. - szepnęła po kilku minutach ciszy. Pociągnęłam nosem, odnajdując jej rękę i ściskając ją.
- Musimy. - potwierdziłam, czując, jak determinacja zbiera się w całym moim ciele.
Ponownie zapadła cisza, którą przerwał nam człowiek ubrany cały na biało z przewieszonymi słuchawkami na szyi. Uśmiechnął się miło, a ja mogłam dostrzec widoczne zmarszczki na jego czole. Domyśliłam się, że jest to lekarz Justina.
- Proszę się nie martwić. - zaczął monotonnie, jakby nudziła go ta sama formułka, którą musi codziennie po kilka razy wypowiadać.
Odwróciłam się w jego stronę, uwalniając się z uścisku James'a.
- Co teraz z nim będzie?
- Szwy zostały założone, ale muszę przyznać. Gdyby nie szybki przyjazd, mógłby się w bardzo krótkim czasie wykrwawić.
Kiwnęłam głową, idealnie zdając sobie z tego sprawę.
- Teraz musi tutaj odpoczywać. Myślę, że dwa dni spokojnie wystarczą. Będziemy go mogli wypuścić, ale będzie musiał się pokazać za około miesiąc, by ściągnąć mu szwy i zobaczyć, jak goi się rana. - zakasłał chrypliwie, odnajdując moje oczy i posyłając niepewne spojrzenie.
- Rozumiem.
- Jako lekarz.. - zaczął, wciąż niepewny swoich słów. - Mam obowiązek zgłosić jakiekolwiek przestępstwo. To rana postrzałowa. Jak to się stało?
Moje źrenice poszerzyły się do granic niemożliwości. Jeniffer zainterweniowała, zanim powiedziałabym o kilka słów z dużo.
- Panie doktorze..Znaleźliśmy po prostu w jego domu broń i on się nią tylko bawił.. Proszę tego nie zgłaszać. On jest jeszcze taki młody i w dodatku głupi. Obiecuję, że to więcej się nie wydarzy, ale proszę nie niszczyć mu życia.. - udała rolę zatroskanej siostrzyczki, posyłając mu cierpiące spojrzenie.
- Skąd broń w jego domu?
- Jego ojciec był policjantem.
Chwila w której mężczyzna analizował informacje, wydawała się być wiecznością. Odwróciłam wzrok, byleby nie patrzeć na lekarza. Zamiast tego, zajęłam swoje oczy patrzeniem, na Justina, wiercącego się na łóżku z otwartymi już oczami.
- Rozumiem.. Posłuchaj, dziecino. Jeśli jeszcze raz taka sprawa się wydarzy, nie będę mógł mu tego odpuścić. Dopilnujcie, aby ta broń stamtąd zniknęła i.. Powodzenia. - przybliżył się do mojego ucha, a następnie odwrócił szybko i poszedł w swoją stronę.
W duchu dziękowałam mu, że odpuścił i przymknął oko na tą sprawę. Brakowało tylko tego, aby jeszcze policja siedziała nam na karku.
- Dziękuję. - szepnęłam do blondynki, a ona mrugnęła wolno, uśmiechając się lekko.
- Idź do niego. My zaraz dołączymy. - James skwitował i popchnął mnie w stronę wejścia. Wzięłam głęboki oddech, naciskając ręką na klamkę.
Teraz albo nigdy.
Chłopak usłyszał, jak wchodzę, bo od razu jego wzrok powędrował na moją sylwetkę, wywiercając w niej dziurę. Zmarszczyłam brwi, widząc, jak bardzo boli go podniesienie się do pozycji siedzącej.
- Leż. - warknęłam stanowczo, podchodząc do łóżka i siadając na krześle, blisko niego. Opadł ciałem na poduszkę i westchnął ciężko. Po chwili wahania, delikatnie chwyciłam jego dłoń, splatając nasze palce. Przez chwilę Justin nie wiedział, jak na to odpowiedzieć, ale zaraz ścisnął nas mocniej.
- Przepraszam.. - szepnęłam cicho, wpatrując się w jego brązowe, jak czekolada tęczówki. Mogłam w nich dostrzec, przede wszystkim niepewność i... smutek?
- Za co? Nic nie zrobiłaś. - mruknął, a ja pokręciłam przecząco głową.
- Że byłam taka oschła. Po prostu... Justin, to wszystko moja wina i nie chciałam, żeby coś.. - przerwał mi, szybko się podnosząc i złączając nasze usta krótkim, ale stanowczym pocałunkiem. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale niestety.. Po kilku sekundach ponownie oparł się o poduszkę przyglądając się moim bursztynowym oczom. Kim dla siebie jesteśmy?
Pierwsze pytanie przemknęło przez moją głowę i sprawiło, że opuściłam głowę. Nie wiem..
- Spójrz na mnie. - podniósł mój podbródek, delikatnie nakierowując na swoje oczy.
Oblizałam wargi, czując, jak szybko wysychają.
- Nie obwiniaj się.
- Justin..
- Nie. Do cholery nie. To była tylko moja decyzja, zaplątania się w to. Rozumiesz? - sapnął, unosząc ton i sprawiając, że jego serce zabiło szybciej ze zdenerwowania. Maszyna zaczęła pokazywać szybsze tętno.
- Dobrze. - dałam za wygraną, starając się, aby bardziej go nie zdenerwować.
Przejechał kciukiem, po zarysie mojej twarzy. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale w tej samej chwili do pokoju weszli James i Jeniffer. Świetne wyczucie czasu.
- Jak się czujesz, stary? - James uśmiechnął się do niego, aby dodać mu otuchy, a na twarzy szatyna rozbłysnął łobuzerki uśmiech. Mimowolnie, moje kąciki poszły w górę, widząc, że zaczyna ponownie żartować.
- Cóż, bywało lepiej. Ale nie mogę narzekać. Chociaż skaczecie wokół mojego tyłka, jak jakieś wrzody.- salę wypełnił jego i James'a śmiech, a ja i Jeniffer zawtórowałyśmy im. Wciąż nie puszczałam dłoni chłopaka, która na zmianę raz się luzowała, raz zaciskała. Przez chwilę zapomniałam o grożącym nam niebezpieczeństwie i po prostu, rozluźniłam mięśnie, które były wiecznie spięte. Miły dreszcz przeszedł przez moje ciało, gdy chłopak lekko musnął swoim kciukiem wierzch mojej dłoni.
Po chwili odezwał się mój telefon, więc wstałam gwałtownie, tym samym ściągając wzrok wszystkich na siebie.
- Przepraszam. - burknęłam, grzebiąc w torebce i wyciągając z niej swój skarb. Na wyświetlaczu, wyświetlił się nieznany mi numer, dlatego odebrałam.
- Słucham?
- Brooklyn?
- Mike. - warknęłam nieco zdenerwowana, a Justin spojrzał na mnie ze strachem i zdezorientowaniem w oczach.
- Tak, to ja. Miałaś się dzisiaj stawić w pracy. Gdzie Ty jesteś? - jego głos był wypełniony zdenerwowaniem, a moje ciśnienie podniosło się.
Co za oszust.
- Nie chcę już u Ciebie pracować, Mike. Wystarczająco mi pomogłeś. - dałam nacisk, na "pomogłeś" i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Jak mógł się nie domyśleć, że już wiem?
Jeniffer zmarszczyła brwi, a ja wyciągnęłam kluczyki z samochodu.
- Jedziemy do domu. Musimy się spakować i przygotować na wyjazd.
Jeniffer i James kiwnęli równo głowami i przejęli ode mnie kluczyki. Wyszli, zostawiając nas na chwilę samych. Założyłam torebkę na ramię i podeszłam bliżej łóżka Justin.
- A co ze mną? - zapytał zaszokowany, tak szybką decyzją i moją stanowczością. Pochyliłam się nad nim, całując delikatnie jego czoło.
- Wypuszczą Cię stąd za dwa dni. Bez Ciebie nie odjeżdżamy, ale musimy być już przygotowani. Przyjadę tu jeszcze wieczorem. Przywiozę Ci jakieś rzeczy, dobrze?
Kiwnął niepewnie głową. Otworzyłam usta, by coś dodać, jednak zaraz je zamknęłam. Odwróciłam się i wyszłam, zostawiając go tak osłupiałego.
Ktoś wreszcie musi przejąć kontrolę, nad tym szaleństwem. Nawet jeśli ma to być przerażona osiemnastolatka.
***
Drake's POV.
- Kurwa. - splunąłem na ziemię, obok stojącego Davida. Walnąłem pięścią w ścianę, czując, jak pod moją siąa wibruje.
- Uspokój się. Przecież ich mamy. - David prychnął złośliwie wywracając oczami.
- Nie pozwolę, żeby jakiś gnojek strzelał do moich pracowników i nie został ukarany za to. - wysyczałem przez zaciśnięte zęby, kierunkując swoje spojrzenie z powrotem na jednego z moich ludzi, leżącego na stole z rozwaloną (przez kulę) nogą.
- Drake.. Proszę Cię, zabierz mnie do szpitala. - jęczał, miotając się po stole, przez co jeszcze więcej krwi, wypływało z jego rany, osłoniętej jakąś starą szmatą. W jego oczach pojawiły się łzy, których z każdą sekundą przybywało. Prychnąłem, odwracając się i jedną nogą opierając o zadrapaną ścianę.
- To zabawne, jak szybko stajecie się panienkami, gdy zaledwie Was draśnie kula. - wychrypiałem z dobrze słyszalnym jadem w głosie. David zmarszczył brwi.
- Co z nim robimy? Jedziemy?
- Zacznij kurwa myśleć, Stoles. - warknąłem na tyle głośno, że wszyscy moi ludzie stanęli, jak na baczność, gdy po raz pierwszy uniosłem się na mojego współpracownika. Pchnąłem go na ścianę, już wymierzając pięść, ale ten wykonał szybki unik, wykręcając moją rękę.
- O co Ci chodzi? - zasyczał.
- Jesteś durny, czy durny?
- Cokolwiek. - wywrócił nerwowo oczami, czekając na moją odpowiedź.
- Przecież tam policja nas łatwo odnajdzie. To rana postrzałowa. Jak myślisz, ile czasu im zejdzie, zrozumieć, kim jesteśmy? - zmrużyłem oczy, chwytając go za kołnierz koszuli i brutalnie go prostując.
David sapnął nerwowo, odciągając moje ręce od niego i posyłając zezłoszczone spojrzenie rannemu pracownikowi.
- Więc?
- Znam lepszy sposób. - kąciki moich ust uniosły się w szyderczym uśmiechu, gdy sięgnąłem do tylnej kieszeni po swoją zabawkę. Podszedłem bliżej mojego pracownika, który chyba miał na imię Cole. Nie wiem, jakoś specjalnie mnie to nie interesowało. Przystawiłem do jego skroni kawałek broni, widząc, jak jego jabłko Adama porusza się w górę i w dół, gdy przełykał głośno ślinę. Pochyliłem głowę w bok, ukazując rząd swoich białych zębów. Odbezpieczyłem broń, tłumiąc chichot przechodzący przez moje gardło.
- Proszę Drake, n..- nie dokończył, bo nacisnąłem gwałtownie za spust, a metalowa kula trafiła prostu w jego czaszkę. Odbył się chrupot, a nie mniej niż po sekundzie, jego ciało znieruchomiało.
- Szkoda, że tak krótko współpracowaliśmy. - zachichotałem, odwracając się w stronę jednego z młodszych.
- Sprzątnąć go. - splunąłem, chowając broń i przeczesując palcami włosy. - Następnym razem, nie będzie tak łatwo temu..Jak mu..Bieberowi? nas przechytrzyć. - zasyczałem, posyłając Davidowi wymowne spojrzenie, a ten kiwnął głową.
- Wiesz co mam na myśli? - burknąłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Unicestwić go. - Stoles wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
______________
No i mamy kolejny rozdział :D Jak Wam się podoba? Tak, trochę nudny, ale dłuższy :D
Jak myślicie, co będzie dalej?
Dziękuję za tyle pozytywnych opinii. Człowiekowi się dzięki temu chce żyć :D .
Do następnego rozdziału! : )
Nom trochę nudny ale i tak genialny mam nadzieję że szybko będzie następny <3333. Można wiedzieć kiedy będzie :)
OdpowiedzUsuńAha spk poniedziałek no nic trzeba czekać do następnego <333
Usuńnaprawdę genialne :) jestem cholernie ciekawa co będzie dalej czekam na następny <3
OdpowiedzUsuń@Agnes5542
Wspaniały rodział !!! Zresztą jak każdy..;-*
OdpowiedzUsuń"Unicestwić Biebera"...Cholera ! Oni nie tkną mojego Justinka ! Nie pozwolę im na to xD
Wspaniale piszesz,chce się czytać dalej i dalej...
Genialne ;-*
the-other-side-jb.blogspot.com
my-heaven-jb.blogspot.com
jejku ile się dzieję :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Brooklyn powie Justin'owi co do niego czuje :)
Cudowny , nie moge się doczekać następnego ;) Życzę weny <3
OdpowiedzUsuńGnojek!
OdpowiedzUsuńDuek!
Bydlak!
Tu by się slo na Drake znalazło :!!
Ugh..
Mam nadzieje ze szybko sie zagoi Justinowi rsna :"
Kocham to !!!
I Cb też <3
Anana
Nowy rozdział na http://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńkochana znowu przepraszam że nie skomentowałam tamtego ;c był swietny tyle się w nim działo te strzały to się ich przestraszyłam myślałam że Justin mógł upaść ;cc dobrze opisany był <3
OdpowiedzUsuńa co do tego rozdziału to równiez fajny ;D bez przesady nie był taki nudny bo jednak trochę się w nim działo (y)
a już myślałam że kulką dostała że tak ciemnośc widziała ale naszczescie nie :D
dobrze że szybko pojechali bo mógł się wykrwawić ;c
dobra wymówka Jeniffer (y) <3
dobrze że sobie wyjaśniła z Justinem bo to nie jej wina :)
niech lepiej uciekają bo będzie się działo...
jprdl ten Drake to jest psychol O.o
martwi się o swój zasrany tyłek a nie o człowieka który na jego oczach się wykrwawiał -.-
jak to unicestwić O.o
uuu bedzie się działo i to dużo ...
czekam na kolejny ;)
pozdrawiam ;*
wesołych świąt i udanego wskoku do 2014 roku !<3