czwartek, 29 sierpnia 2013

`The Past Always Comes Back. ` rozdział. 5

Brooklyn's POV.
- Justin.. - szepnęłam sama do siebie. Sprawiło to, że jego wzrok powędrował na mnie i lekko się uśmiechnął.
- Obiecałem, że Wam pomogę. Jestem tu. - odpowiedział kojącym głosem, a Jeniffer lekko mnie szturchnęła chichocząc. Czarnowłosy mężczyzna, który jak się okazało, miał na imię Cody rozejrzał się. Zmarszczyłam brwi.
- Okej. Ale pogadacie u mnie w mieszkaniu. Tutaj nie jest czas i miejsce. Mogli się już skapnąć, że Was nie ma. - syknął, po raz kolejny otwierając drzwi przed nami. Tym razem, już bez wahania weszłyśmy na tylne miejsca. Zapięłyśmy pasy. Cody usiadł na miejscu obok kierowcy. Justin uśmiechnął się do lusterka, naciskając gaz. Ruszyliśmy z zawrotną prędkością, wymijając inne samochody i słysząc ich trąbienie.
Szatyn  bardzo nerwowo prowadził wóz, a ja wbiłam paznokcie w siedzenie i posłałam wystraszone spojrzenie Jeni.
- Jesteś pewny, że on ma prawo jazdy?- jęknęłam do Codiego, który machlował coś przy radiu. Mężczyzna spojrzał na mnie.
- Nie wiem czy ma. Jakoś mnie to nie interesuje. - posłał mi cwaniacki uśmieszek, sprawiając, że bałam się jeszcze bardziej. Po chwili oboje z Justinem wybuchnęli głośno śmiechem, a ja uderzyłam czarnowłosego w ramię.
- Mam prawko. - Justin powiedział dumnie. Odetchnęłam z ulgą wraz z Jeniffer. - Od tygodnia. - dodał, a moja mina musiała wyglądać okropnie, bo Cody zaczął się ryć, jak zarzynana świnia. Po chwili sama zachichotałam i lekko się rozluźniłam. Nie pytałam więcej o nic. Po prostu się śmiałam. Uciekłyśmy. Ale czy na zawsze?
***
Cody otworzył drzwi, do jego małego mieszkania. Justin przepuścił nas w progu, zaraz po nas wkraczając do domu.
- Ładnie tu. - westchnęłam, szeroko się uśmiechając. Na kanapie zauważyłam dziewczęce ubrania. Parę rurek, kilka sukienek, par butów i bluzek. Uniosłam brew w zaciekawieniu.
- Zanim zapytacie. Kupiliśmy te ciuchy, na "oko". Dlatego, niektóre z nich mogę być na Was za duże. Nie mamy zbyt dużo czasu na zakupy, dlatego musicie się zadowolić tym. - szatyn poklepał Jeni lekko po plecach.
- Dziękujemy. - blondynka odpowiedziała wdzięcznie, biorąc ubrania.
- Gdzie jest łazienka? - zapytała z wielkim uśmiechem na twarzy. Dawno nie miałyśmy nowych ciuchów, prócz tych, które dawali nam Drake i David.
- Na górę i pierwsze drzwi po prawej. - Cody pokierował ją, a ta pobiegła szybko na górę.
- Brook, idziesz? - krzyknęła, z góry.
- Zaraz do Ciebie przyjdę.
Stanęłam naprzeciwko Justina, a ten uśmiechnął się tak szeroko, że ja również odwzajemniłam uśmiech. Po chwili jednak, zamiast niego, pojawił się grymas.
- Co planujecie robić dalej? - przełknęłam głośno ślinę. Szatyn skierował swoje tęczówki na mnie i odpowiedział spokojnym tonem.
- Jutro mamy lot do Kalifornii. Wracasz do domu, Brooklyn. Właściwie, to wszyscy  wracamy. Ja również tam mieszkam. - Justin podrapał się po karku.
Do domu.. D O   D O M U. To najpiękniejsze słowa, jakie w życiu usłyszałam. To prawda? To nie jest sen? Jeśli sen, to niech mnie ktoś uszczypnie. To niemożliwe.. Wracam do domu.. Do mamy.. Taty..

Justin's POV

.- Jutro mamy lot do Kalifornii. Wracasz do domu, Brooklyn. Właściwie, to wszyscy wracamy. Ja również tam mieszkam. - podrapałem się po karku. Spojrzałem jeszcze raz na nią, ale na początku nie potrafiłem z jej twarzy nic odczytać. Spoglądała głucho na ziemię, jakby nie słyszała tego co mówię. Po chwili podniosła głowę, a w jej oczach rozbłysnęły łzy i iskierki szczęścia za razem. Jednym zgrabnym ruchem, uwiesiła się na mojej szyi i zaskomlała do mojego ucha. Zaśmiałem się lekko, przytulając dziewczynę i klepiąc po plecach. Ona po prostu wtuliła się w moje ramię i zaczęła płakać.
Dla takich chwil chcę żyć. - pomyślałem, głaszcząc szatynkę po włosach i mówiąc do jej ucha miłe słowa. Po pięciu minutach opuściła ręce, z mojej szyi i stanęła bliżej mojego boku. Poczułem, gładkie usta na swoim policzku i lekko się zarumieniłem. Ona właśnie mnie pocałowała w policzek?
Zaśmiała się i w euforii przytuliła również Codiego. A następnie pobiegła na górę, do Jeniffer.
- Idiotka. - mężczyzna szepnął do siebie, uśmiechając się szeroko.
- Słodka. - szepnąłem, gdy jej długie włosy, zniknęły z mojego pola widzenia. Dotknąłem ręką policzka, uśmiechając się do siebie.
***
Siedziałem samotnie przy oknie. Nie mogłem zasnąć, a widziałem, że dziewczyny i Cody już śpią. Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jednego dnia poznaję dziewczyny z ciężkimi problemami, a następnego je ratuję, jak gdyby nigdy nic. To takie nierealnie..
- Wiesz, że wpakowałeś się w niezłe bagno? - za sobą usłyszałem znajomy mi głos, a po chwili Brooklyn stała obok mnie w oknie, wpatrując się w gwiazdy.
- Brook, w ile to ja rzeczy się wpakowałem.. - odrzekłem, śmiejąc się. Ta jednak, nie uśmiechała się, więc zmarszczyłem czoło.
- Justin, mówię poważnie. Zadarłeś z Drakem.. I to dla takich.. Głupich dziewczyn z burdelu. - miała ogromnie wyrzuty sumienia, słyszałem to w jej głosie. Objąłem ją jedną ręką, przybliżając do siebie. Drugą, chwyciłem jej podbródek i skierowałem go w moją stronę.
- Drake, czy nie Drake.. Żadna dziewczyna nie może być traktowana, tak jak Wy byłyście. Ja na to nie pozwolę. - szepnąłem, odgarniając jej włosy za ucho. Zarumieniła się lekko i spuściła wzrok na dól. Przez chwilę milczała, a zaraz po tym, znów się odezwała.
- Dziękuję Ci, Justin. - wypowiedziała to z taką wdzięcznością w głosie, że moje serce zalała fala ciepła. Uśmiechnąłem się, lekko pochylając jej głowę i całując ją w czoło. Czułem, że jest pomiędzy nami jakaś lina, która nas łączy. Nie do końca potrafiłem wyjaśnić, o co chodzi, bo sam nie wiedziałem. Po prostu przylgnęła do mnie, jak magnez do metalu. Siedzieliśmy tak w ciszy, gdy ona ziewnęła.
- Powinnaś iść spać. Jutro ważny dzień. Będzie na pewno nerwowy, wiesz, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Trzeba być jutro uważnym, a Ty nie będziesz, jeśli się nie wyśpisz. - zacząłem nawijać, prostując kości i obejmując ją ramieniem, odprowadziłem do jej łóżka. Pokiwała głową i swobodnie położyła się, posyłając mi nieśmiały uśmiech. Nie zdobyłem się na nic innego, jak najzwyklejsze w życiu:
- Dobranoc, Brooklyn.
______________
Ten rozdział miał być w środę, ale ze względu na zabranie mi laptopa. ( Dziękuję Ci, kochana mamo : < ) Musiałam go dodać dzisiaj.  Cieszę się, że mnie nie zostawiliście i dalej czytacie moje opowiadanie.
Kolejny powinien być w sobotę :) W najgorszym przypadku w niedzielę, ale wątpię, żeby tak późno.
Co sądzicie o tym rozdziale? :) Podoba Wam się? <3
Ask: ask.fm/LoveMeKissMeeee
Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=ea2K0tvC9ls

5 komentarzy:

  1. Awwwww.... Jak słodko ^^ Czekam nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. fajny rozdział taki słodki :D *.*

    oby dali radę :)

    czekam na nowy ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. udało im się ! ;)) czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie. ;)
    ~ Pro Elo Mama. ;3

    OdpowiedzUsuń