Brooklyn's POV.
Tego dnia obudził mnie grzmot i błysk błyskawicy. Odruchowo dłonią sprawdziłam, czy leży obok mnie Jeniffer. W "piekle" (czyt. burdel Drake) często tak robiłam by sprawdzić, czy już jej do jakiejś pracy nie zagonili. Z ulgą stwierdziłam, że dalej śpi obok mnie. Usłyszałam, jak drzwi skrzypią i wychyla się zza nich głowa.
- Nie mamy zbyt dużo czasu. Samolot odlatuje stąd o 8. Powiadom koleżankę. - szatyn wyszeptał cicho i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie, a ja pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Uśmiechnął się delikatnie i wyszedł, a ja zagryzłam wargę. Jak mogłam nie zauważyć, że ściął lekko grzywkę i zaczął je stawiać na żelu? Wygląda bardziej.. Męsko. Tak, zdecydowanie lepiej.
- Jezus, dość tego głupiego babskiego toku myślenia. - skarciłam się na tyle głośno, że zaraz po tym przysłoniłam usta ręką, sprawdzając czy nie obudziłam Jeniffer. Na szczęście, ona dalej słodko spała. Nie mogłam jednak przedłużać jej pięknej chwili, bo zegarek bardzo widocznie na ścianie wskazywał szóstą.
Mało czasu, na cokolwiek. Szturchnęłam ją lekko.
- Jeniffer.. Obudź się. - krzyknęłam, a ona otworzyła najpierw jedno oko, a potem drugie. Następnie podniosła się do pozycji siedzącej i ziewnęła.
- Co się stało? - zapytała cicho, kompletnie nie denerwując się na mnie, że budzę ją o tak wczesnej godzinie. To właśnie było u nas dziwne. Podczas, gdy inne przyjaciółki zaczęłyby krzyczeć na siebie, za taką pobudkę, ja i Jeniffer nie reagowałyśmy na to. To dlatego, że u Drake rzadko kiedy można było wstawać późno. Po prostu obydwie przyzwyczaiłyśmy się do krótkiego i płytkiego snu. Wstałam z łóżka, podchodząc do naszykowanych sobie już wczoraj ubrań na dzisiaj.
- Mamy lot do Los Angeles o 8. - burknęłam, jakby była to normalka. Jeni wytrzeszczyła oczy i również szybko wstała, stając koło mnie.
- Co?! Co Ty dupisz? - warknęła. Spojrzała na mnie całkiem zadziwiona.
- Nie wiedziałaś? - zapytałam, zaraz po chwili uderzając się ręką w twarz.
- A no tak.. Miałam Ci powiedzieć.. Wracamy do domu - zaśmiałam się, ściągając z siebie koszulę i wkładając stanik i majtki. Jeniffer stała tak przez chwile nic nie mówiąc.
- Do domu.. - wyszeptała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Usiadła na krześle, zakrywając twarz rękoma.
- Do mamy i taty.. - dodała, niczym małe dziecko tęskniące na wycieczce szkolnej za swoimi rodzicami. Uśmiechnęłam się lekko, czując dokładnie to samo co Jeni. Nie skomentowałam tego jednak, chciałam, by pobyła sama. Wzięłam więc swoje rzeczy i skierowałam się do łazienki.
***
Obejrzałam się w lustrze, widząc dokładnie całą swoją sylwetkę. Czarne rurki, które niestety Justin wybierał na oko, były troszkę za długie. Podwinęłam je więc, wsadzając do jakiś adidasów, które wydawały mi się trochę za luźne, dlatego mocniej zasznurowałam sznurowadła. Za to bluzka była idealna i opinała lekko moje ciało. Włosy tylko rozczesałam nic więcej z nimi nie robiłam. Uśmiechałam się szeroko do swojego odbicia. Byłam ogromnie wdzięczna Justinowi, za to wszystko. Codiemu, również. Wyszłam z łazienki w świetnym humorze i zeszłam na dół, gdzie czekali już na mnie Justin, Jeniffer i Cody.
- Dłużej się nie dało? - jęknął mężczyzna, wywracając oczami. Zaśmiałam się lekko, a Justin wystawił do mnie dłoń, w której znajdowało się jabłko.
- Proszę. Jak na teraz to tyle, inaczej się spóźnimy. Większe śniadanie zjemy potem. - poinformował mnie, a Jeniffer podała mi jakiś czerwony plecak, w którym prawdopodobnie znajdowała się ta większa część wałówki. Usadowiłam go na plecach. Wdzięcznie wzięłam jabłko od szatyna i ugryzłam je, a Cody nerwowo spojrzał na zegarek.
- Okej, pakujcie się już do samochodu. - rzekł, rzucając kluczyki Justinowi. Po kolei wychodziliśmy z domu i grzecznie zajęłyśmy miejsca z tyłu. Justin znów kierował i nie powiem, trochę się tego bałam. Gdy Cody zajął swoje miejsce, szatyn przekręcił kluczyk, a ja nerwowo zapięłam pasy.
- Spokojnie, Brook. Dzisiaj będzie mniejszy ruch o tej godzinie. Nie umrzemy. - wyszczerzył się do lusterka, a ja odwróciłam wzrok. Przez chwilę zapomniałam o tym, że jedziemy i mój żołądek zalało ciepło.
Jadę na lotnisko.. Stamtąd lot do Los Angeles.. Do domu.. Do kochanego, domu. Spojrzałam na blondynkę, próbując odczytać czy ona myśli o tym samym. Ona jednak zapatrzona była w szybę i w dwie krople, spływające po niej.
***
- Okej, tutaj macie swoje plecaki, torby są już zapakowane w samolocie. Jedzenie macie w plecakach, Justin gdyby co, to dzwoń. - Cody zaczął gadać, jak najęty, a ja co jakiś czas chichotałam. Mimo, że tak krótko znałam tego faceta, to zrobił dla mnie tyle dobrego, że nie potrafiłam go nie przytulić na pożegnanie.
- Obyś zaczęła życie od nowa.. Maleńka. - wypowiedział te słowa, gdy go ściskałam, a moja klatka piersiowa się zacisnęła. Czy zacznę od nowa? Czy mi się uda? Czy zapomnę o tym?
- Dziękuję.. - odpowiedziałam tylko tyle, oddalając się i pozwalając aby Justin i Jeni mogli się z nim pożegnać. Zaraz po tym, w głośnikach usłyszeliśmy, że nasz samolot jest już na pasie startowym. W miarę oddalania się nas od czarnowłosego, czułam, że jeszcze kiedyś go spotkam.
Justin przepuścił mnie i Jeniffer, pierwsze do samolotu i sam wszedł ostatni. Z ulgą stwierdziłam, że siedzenia były ułożone "po trzy" dlatego usiadłam przy oknie, obok mnie Justin, a obok niego Jeniffer.
- To będzie długa podróż.. - chłopak oznajmił, kręcąc głową z niezadowolenia. Ja tylko wzruszyłam ramionami, kładąc dłoń na szybie. Uwolniłam się? Wolność?.. Jak to możliwe? W ciągu trzech lat, czekałam tylko na te dwa dni, które teraz pozwalają mi stąd uciec?
- Ee.. Brooklyn.. - z zamyśleń wybudził mnie panikujący głos blondynki i gwałtowne ruchy Justina. Wskazała mi dłonią, na czterech mężczyzn, stojących przy stwerdessie i rozmawiających z nią ze zdenerwowaniem.
- Drake.. - zdążyłam wyjąkać, a zaraz po tym na mojej głowie znalazła się jakaś chustka. Szatyn zawiązał mi pod brodą.
- Wszystko w porządku, jasne? Nie rób niczego głupiego. Zachowuj się normalnie. - w jego głosie można było usłyszeć strach, a jego oczy błyszczały pod wpływem emocji. Spojrzałam na blondynkę. Miała założony kaptur, słuchawki na uszach i czytała jakieś czasopismo, żując głośno gumę. To było do niej nie podobne i właśnie o to tutaj chodziło. Starałam zachowywać się tak jak ona, dlatego do zmylenia, zaczęłam udawaną rozmowę z szatynem. Kątem oka widziałam, że Drake zmierza w naszą stronę, bacznie przyglądając się każdemu z pasażerów. Zaraz za nim szli jego kumple. Dopiero teraz zorientowałam się, że szatyn nie ma na sobie nic, co mogłoby go jakoś osłonić. Niewiele myśląc, zarzuciłam mu nogi na kolana, ręce na szyję i przyciągnęłam jego twarz bliżej siebie. Byłam pewna, że ze strony Drake wyglądało to, jakbyśmy się całowali. Z mojej jednak strony, twarz Justina była po prostu bardzo blisko. Spoglądałam w jego oczy, a on w moje. Wiedział, że udaję, dlatego posłał mi cwaniacki uśmieszek i ręką pogłaskał mnie po policzku. Zarumieniłam się lekko na ten gest.
- Nie ma ich tu do kurwy.. - Drake walnął pięścią w jedną ze ścian samolotu. Stwardessa spanikowana, próbowała jakoś opanować sytuację.
- Bardzo proszę się uspokoić i skierować do wyjścia. Zaraz startujemy. - jej głos się co jakiś czas załamywał. Bała się.
- Będę robił, co chcę. - znienawidzony przeze mnie człowiek, warknął, ostatni raz przyglądając się pasażerom. Byłam niemal pewna, że zatrzymał się na chwilę na nas. Dlatego docisnęłam usta prawie do ust Justina. Byliśmy milimetry od siebie. Czułam, jego oddech na sobie i zamknęłam oczy. Przez parę sekund czułam, że moje serce przyśpiesza. Drake jednak skierował się ku wyjściu.
- Poszli.. - Jeniffer jęknęła z ulgą, a ja natychmiastowo się odsunęłam od szatyna. On tylko zaśmiał się cwaniacko.
- Trochę szkoda.. - odpowiedział, spoglądając na mnie, a ja w pośpiechu zdjęłam swoje nogi, z jego nóg i zachichotałam nerwowo.
- Proszę państwa, zaraz startujemy. Prosimy o chwilowe zapięcie pasów. - w głośnikach odbyła się informacja, a ja .. Cóż.. Pisnęłam ze szczęścia.
__________________________
Przyznam szczerze, że długo się zastanawiałam czy dodać ten rozdział. Miał być w sobotę rano, ale.. Powiem wprost. Nie wiem, czy jest sens kontynuowania tego bloga. Na początku wydawało mi się, że miałam dobry pomysł na te opowiadanie. Ale szczerze mówiąc.. Jest coraz mniej czytelników. ( Patrząc u mnie w statystykach i w komentarzach) to smutne, ale to prawda. Jest to dla mnie jakiś sygnał, że opowiadanie nie jest ciekawe i nie wciąga czytelników. Dlatego, wkrótce zadecyduję, czy dalej będę prowadzić to opowiadanie. Może macie rację? Może rzeczywiście jest to nudne?
Nie wiem. W każdym bądź razie, dziękuję tym, którzy pokazują, że są ze mną.
Cześć.
moim zdaniem nie powinnas przerywac tego opowiadania bo jest naprawde dobre mi sie osobiscie to podoba nie przerywaj go...... ;*
OdpowiedzUsuńnie kończ tak szybko , ja bardzo się wciągnęłam i bardzo cie prosze nie przerywaj
OdpowiedzUsuńnie kończ tego opowiadania ! proszę :)) jest świetne i bardzo wciągające :)) czekam na kolejny i mam nadzieję że ta decyzja którą podejmiesz bd pozytywna dal nas i dla cb :))
OdpowiedzUsuńproszę pisz dalej bo opowiadanie ma super fabułę i wciąga :)
OdpowiedzUsuńa rozdział genialny :D
już sie bałam że ich zauważy i wgl ;o ale na szczęscia fajnie się skończyło tak aww *.*
czekam na kolejny ;)
pozdrawiam ;*
Nawet nie próbuj kończyć!!! Zabardzo się wciągnełam! Zajebisty roździał zresztą tak samo jak poprzednie <333 koffam koffam koffam ;33
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest cudowne i nawet nie waż sievgo zakończyć ! Pewnie jest mało wyświetleń bo każdy chce do końca spędzić te wakcje na zabawie. A komentarzy jest mało bo wielu osobom nie chce sie komentować. Przykre ale to prawda ...
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest cudowny ! Jest w nim zawarte tyle emocji ! Kocham to opowiadanie :D
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ^^
Pozdrawiam ; **
~Chilli76
śliczne jest to opowiadanie *____* nie przerywaj go <33
OdpowiedzUsuńnie przerywaj! po prostu czytam szybko i nie komentuję, bo mam mało czasu ostatnio - przygotowania do szkoły, korzystanie z końcówki wakacji :c /@JuliaS1D
OdpowiedzUsuńto opowiadanie jest zajebiste <3 nie kończ !!!
OdpowiedzUsuń