( Do tego rozdziału, dołącza jeden bohater. Will [kliknij na jego imię, by zobaczyć jak wygląda] -jest pomocnikiem Drake.)
Drake's POV.
- Więc? Kto to zrobił? - mój głos niósł się echem po budynku. Wszyscy zgromadzeni tutaj, mieli wymalowany strach na twarzy.
-Ykhmm..Drake.. - niski brunet, wydawał się być nerwowy i cały czas odwracał wzrok.Wkurwiało mnie jego jebane zachowanie. Jest moim pomocnikiem, ale nie tak ważnym, bym przejmował się nim i jego duperelami.
- Czego?! Will do kurwy, streszczaj się. - warknąłem, szarpiąc chłopaka za brzeg bluzy. Jak na osiemnastolatka, imponował mi swoją odwagą, dlatego zatrudniłem go w swojej "pracy". David, mój współpracownik poklepał mnie po ramieniu.
- Drake,uspokój się, daj mu powiedzieć.
- Nie dotykaj mnie, do kurwy. - zrzuciłem z siebie jego dłoń i czekałem jak rozwinie się ta sytuacja z Willem. Coraz bardziej moje ciśnienie się podnosiło. Ten gówniarz się bał. A ja nienawidzę strachu. Tu trzeba być odważnym. Takich tchórzów nie potrzebuję.
- Przepraszam. - jego głos urwał się w połowie,a ja zgiąłem ręce w pięści. Już po tych słowach, wiedziałem o co chodzi.
- Więc to Ty, nie dopilnowałeś tych dwóch suk, tak?! - mój głos uniósł się o dwa tony wyżej i wszyscy zgromadzeni w tym pomieszczeniu, wraz z Davidem wiedzieli co zaraz się stanie.
- Drake, to nie tak, ja po prostu.. - z tylnej kieszeni moich spodni wyciągnąłem swoją zabawkę. Uniosłem ją, przykładając do skroni chłopaka.
- Nie potrzebuję tu takich mięczaków. Spierdalaj. - wydawało się, że moje słowa do niego nie trafiły, ponieważ za szybko wystrzeliłem. Trafiłem idealnie, przebijając jego głowę. W pomieszczeniu można było usłyszeć pomruki niektórych moich pracowników.
Patrzyłem z uśmiechem, jak ciało chłopaka osuwa się na ziemie, a jego otwarte oczy tracą życie. Oblizałem wargi, gdy zaczął się wykrwawiać na ziemi. Następnie podniosłem głowę i paraliżujące spojrzenie posłałem reszcie ludzi, przypatrujących się temu.
- I to tyczy się każdego. Jeśli którykolwiek zjebie polecenie, jakie mu zadam, skończy jak on. - z dumnym uśmiechem, kopnąłem już martwe ciało, a ono przeturlało się na brzuch.
Nikt się nie odezwał. Jedynie kilka osób kiwało głowami.
- Wracać do swoich prac. I sprzątnąć go. - ostatnie zdanie wypowiedziałem, w kierunku Davida, a ten kiwnął głową.
Przetarłem pistolet o swoją koszulę i schowałem do spodni.
- I jeszcze jedno. Macie znaleźć te suki. Mogą sprowadzić na nas problemy. - dodałem, wychodząc i trzaskając drzwiami.
***
Brooklyn's POV.
Dotykał mojego ciała. Każdego skrawka. Zsuwał mój stanik pomału. Chciał, żebym czuła się jak dziwka. Ale nie czułam się tak. Wiedziałam, że tego nie chcę. Ugryzł mój sutek.
Zagryzłam wargę. Nie chciałam przed nim płakać. Pociągnął mnie za włosy i usłyszałam tylko zgrzyt zdejmowanego paska. Po chwili, ogromne pieczenie na pośladku. Uderzył mnie nim, tak mocno, że jęknęłam z bólu.
Kolejny raz. I kolejny. Czułam, że na pupie jestem cała czerwona i czułam, że może nawet dostał się do krwi. Błagałam, żeby przestał.
- Tak długo będziesz bita, aż staniesz się całkiem posłuszna. - te słowa utknęły w mojej głowie.
- Zostaw mnie! - krzyczałam.
- Zostaw.. Zostaw.. - obudziłam się z krzykiem i jednocześnie płaczem. Natychmiast podniosłam się z łóżka i przetarłam brzegiem koszulki czoło. Byłam cała spocona. Dopiero po kilku minutach, zauważyłam, że w moim pokoju ktoś jest. Mała postać skulona na fotelu w rogu.
- Sharon?.. - jęknęłam, podchodząc bliżej. Miała kolana pod brodą i była całkiem zapłakana. Na ten widok, przypominam sobie samą siebie, gdy również byłam wystraszona. Robiłam dokładnie to samo.
W odpowiedzi usłyszałam tylko jej skomlenie.
Podniosłam ją, a ta zarzuciła mi ręce na szyję i zapłakała mi do ucha. Kołysałam ją tak chwilę, aby się uspokoiła i jednocześnie wyjrzałam przez okno. Słońce świeciło, więc odsunęłam firanki. Mogło być gdzieś około 9 rano. Gdy wreszcie Sharon przestała płakać, położyłam ją na swoim łóżku, głaszcząc.
- Dlaczego płakałaś, Shar? - zapytałam, starając się, aby mój głos brzmiał łagodnie. Sama jeszcze do końca nie byłam uspokojona po swoim koszmarze.
- Krzyczałaś przez całą noc.. Bałam się, że coś Ci się stanie.. - urywała co jakiś czas słówka, pociągając nosem, ale i tak ją rozumiałam. Starałam się uśmiechnąć łagodnie, ale znając życie wyszedł z tego grymas.
- Nie martw się, często mam koszmary. Ale to mnie nie boli.. - przekonałam ją, mocno przytulając.
Nie fizycznie. Ale psychicznie..
Pokiwała głową i zaraz na jej dziecięcej twarzyczce, wystąpił uśmiech.
- Chodź, umyjemy ząbki, a potem zobaczymy co na śniadanko. - zachichotałam, biorąc jej rękę i ciągnąc w stronę łazienki.
***
Po obiedzie, wybrałam się na spacer po mieście. Idąc ulicami, których nazwy pamiętałam, byłam zszokowana.
- Tak dużo się zmieniło przez te trzy lata.. - szepnęłam do siebie, przejeżdżając opuszkami palców po idealnie ściętym krzaku. Ominęłam go i weszłam do parku. Miałam zamiar przejść nim i dostać się do centrum miasta. Mama zostawiła mi pieniądze, abym zrobiła sobie zakupy.
Idąc tak, prostą ścieżką, wdychałam przyjemny zapach skoszonej trawy. Na chwilę zapomniałam o tym, co działo się kiedyś ze mną i uśmiechnęłam się szeroko, szczerze. To niesamowite uczucie, że jest się wolnym dopadło mnie w tej chwili i przenikało od stóp po głowę. Wiatr zawiał, sprawiając, że jeszcze szerzej się uśmiechnęłam i pozwoliłam moim włosom "zatańczyć" na wietrze. Stanęłam w miejscu i upewniając się, że nikogo nie ma, zaczęłam się obracać i śmiać za razem.
Po raz pierwszy byłam szczerze szczęśliwa i wolna. Ludzie nie zrozumieli by mojego zachowania, bo nie byli więzieni. Nie zrozumieliby również tego, że potrafię cieszyć się każdą chwilą.
Promyki słońca pieściły moją twarz, a po chwili poczułam dłonie na swoich biodrach. Wystraszona, przestałam się obracać i przeniosłam swój wzrok na sylwetkę, która stała przede mną.
- Z daleka wyglądasz na opętaną. - jego niski głos, pieścił moje uszy, a po ujrzeniu jego czekoladowych tęczówek, zarumieniłam się jak burak. Śmiech tego chłopaka niósł się na wietrze i sprawiał, że mój żołądek wariował. Nie potrafiłam opisać tego uczucia, gdy widziałam go uśmiechniętego. Po prostu miałam ochotę również się roześmiać.
- Co Ty tu robisz? - zapytaliśmy równocześnie, zaraz po tym wybuchając śmiechem.
- Ty pierwszy."
- Szedłem do Ciebie. Nudziło mi się. - przeczesał ręką, jego idealny nieład. Nie wiem, czy wiedział, ale wyglądał seksownie.
- A ja szłam na zakupy. Będziesz moim murzynem i ponosisz moje rzeczy? - zachichotałam pod nosem, a on skierował swoje palce, na mój brzuch.
- Coś Ty powiedziała? - chwycił mnie w pasie i podniósł do góry. Zaczęliśmy się oboje śmiać, a ona zaczął iść w kierunku, w którym szłam ja.
- Ale możesz mnie puścić?
- Jestem Twoim murzynem i muszę Cię ponieść.
Nie odezwałam się. W sumie było wygodnie i nie przemęczałam się. Wreszcie, gdy zobaczyłam centrum handlowe, zaniemówiłam.
- Dobrze się składa, że rodzice mają więcej kasy.. - wymruczałam widząc multum sklepów, przez szklane szyby. Szatyn postawił mnie na ziemi i wyszczerzył się.
- I jak Ci się podoba?
Nie odpowiedziałam. Głośno zapiszczałam, ciągnąc chłopaka za rękę i śmiejąc się jak głupia. On wywrócił tylko oczami.
***
- Ta jest śliczna.. - rozmarzyłam się, biorąc bluzkę z napisem "Swag".
- Dziewczyno, takich bluzek masz już co najmniej z 5, bluz z 6, spodni 4. Chodźmy już na te loooody. - Justin jęczał już od pół godziny w sklepie i podsumował moje zakupy.
- Okej, ale po lodach idziemy jeszcze buty zobaczyć.
- Co tylko chcesz, królewno, ale daj mnie i moim ręką odpocząć. - odpowiedział, wskazując na swoje ręce obładowane torbami.
Wybuchnęłam śmiechem, próbując opanować motyle, które wybuchnęły w brzuchu, gdy nazwał mnie "królewną".
Wyszliśmy ze sklepu, wchodząc do pierwszej lepszej budki z lodami.
- Nie chciałaś, abym zapłacił za Twoje zakupy, więc płacę za lody. - rzekł, podchodząc bliżej szybki z lodami.
Zgodziłam się, przypominając sobie naszą kłótnię, która trwała z dwie godziny.
- Jakie chcesz?
- Dwie gałki czekoladowe.
Pokiwał głową, a ja przejęłam od niego torby i postawiłam przy stoliku. Usiadłam wygodnie.
Chłopak wymienił kilka słów ze sprzedawcą i wyciągnął portfel, płacąc. Po dwóch minutach, zajadaliśmy się już lodami.
- Więc.. Pracujesz?
- Tak. Pracuję w wytwórni muzycznej.. Wiesz, trochę udoskonalam głosy artystów, trochę dodam rytmu. To dość trudna praca, ale tylko na początku. - wydawał się być dumny ze swojej roboty. Uśmiechnęłam się, liżąc loda.
- A co Cię sprowadziło do Londynu? - zapytałam, czując dreszcz, gdy wypowiedziałam słowo "Londyn".
- Urlop. Miałem odpocząć. - wydawało się, że nie może być już szerszego uśmiechu, a jednak.
- A zamiast tego..
- Poznałem dwie piękne dziewczyny. - umazał mój nos, swoim lodem, a ja wybuchnęłam śmiechem.
Również go ubrudziłam.
- Będziesz to zlizywać.- warknął udając wściekłego Justin. Wystawiłam w jego stronę język.
- Hallo?! Co tu się beze mnie wyprawia?! - z daleka usłyszałam znajomy mi głos.
Natychmiast wstałam, podbiegając do blondynki.
- Jeniffer! - przytuliłam się do niej, starając się nie ubrudzić jej lodem.
- Tak, tak super. Wybierałam się po zakupach do Ciebie, a Ty tu sobie romansujesz z Justinem. - przyjaciółka udała urażoną, chodź na jej twarzy był ogromny uśmiech. Klepnęłam ją w ramię i podeszłyśmy z powrotem do Justina.
Przytulili się na przywitanie i Jeni usiadła obok nas.
- Zanim spytasz. Też jesteśmy tu na zakupach. I również planowałam do Ciebie wpaść. - wyszczerzyłam się w jej stronę, a Justin przytaknął.
Blondynka zmierzyła nas podejrzliwym wzrokiem.
- Jasne. Na pewno. Ale powiem Ci, idiotko, że nakupiłaś sobie trochę rzeczy. - dziewczyna spojrzała na torby, a ja dumnie się uśmiechnęłam.
- Się wie.
Pierwszy raz widziałyśmy się obie, tak rozpromienione. Tak radosne. Czułam, że nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
Wiesz, że Drake tu wróci.
Starałam się tą myśl odrzucić na bok. Po co miałby wracać po dwie nic nie warte dziewczyny. Tyle zachodu o nic.
Nie oszukuj się.
Zagryzłam wargę, już denerwując się. Nie chciałam o tym myśleć.
Czyli jednak dobrze o tym wiesz.
- Brook.. Wszystko w porządku? - chłopak zapytał mnie, a ja spojrzałam w jego oczy trochę zdezorientowana. Przez pierwsze pięć sekund nie rozumiałam, co do mnie mówił, jednak zaraz "wytrzeźwiałam".
- Co? A.. Tak, w porządku. Trochę się źle czuję. Chyba pójdę do domu. Wybacz, Jeni. Wpadnę do Ciebie jutro, dobrze? - upewniłam się, że nie jest na mnie zła. Musiałam skłamać. Bo niby co miałabym im powiedzieć?
Blondynka pokiwała energicznie głową.
- Idź. I tak miałam jeszcze zrobić zakupy. To do jutra. - pocałowała mnie w policzek, wstając. Ja również wstałam, a Justin podniósł moje torby.
- Odprowadzę Cię. - uśmiechnął się pocieszająco. Widziałam, że nie wierzył mi w to złe samopoczucie, jednak nie brnął tematu, za co byłam wdzięczna. Ruszyliśmy w kierunku mojego domu w całkowitym milczeniu.
Powoli mijaliśmy już wszystkie znajome mi rzeczy. Szatyn jednak nie miał zamiaru się odezwać, ja również. Było nam dobrze w tej ciszy, dlatego ją kontynuowaliśmy.
Gdy znaleźliśmy się pod moim domem, przejęłam torby od szatyna i posłałam mu ciepły uśmiech.
- Dziękuję za dzisiejsze zakupy.
- Nie masz za co. Nie lubię zakupów, ale wyjątkowo było fajnie. Widzimy się jutro u Jeniffer? - jego twarz dziwnie się zbliżała gdy do mnie mówił. Nie powiem, że mi się to nie podobało. Czułam, że się rumienię.
- Tak, jutro. Jeszcze raz dzięki. - zagryzłam wargę i tym razem, to ja skłoniłam się, aby musnąć jego policzek. Jego skóra była miękka, gładka i ciepła. Tak miła, że nie chciałam się odrywać, jednak dziwnie by to wyglądało. Odwzajemnił całusa i nawet lekko się speszył.
Ha! No proszę, pan Justin jest zawstydzony.
Chłopak wycofał się, a na rogu pomachał.
Może to dziwne, ale nawet ten głupi gest wywołał u mnie ogromny uśmiech na twarzy.
____________
I kolejny rozdział :) Może nie jest super długi, ale też nie jest krótki :)
Co myślicie o nim? Piszcie w komentarzach! Kocham je czytać <3 .
Zagryzłam wargę, już denerwując się. Nie chciałam o tym myśleć.
Czyli jednak dobrze o tym wiesz.
- Brook.. Wszystko w porządku? - chłopak zapytał mnie, a ja spojrzałam w jego oczy trochę zdezorientowana. Przez pierwsze pięć sekund nie rozumiałam, co do mnie mówił, jednak zaraz "wytrzeźwiałam".
- Co? A.. Tak, w porządku. Trochę się źle czuję. Chyba pójdę do domu. Wybacz, Jeni. Wpadnę do Ciebie jutro, dobrze? - upewniłam się, że nie jest na mnie zła. Musiałam skłamać. Bo niby co miałabym im powiedzieć?
Blondynka pokiwała energicznie głową.
- Idź. I tak miałam jeszcze zrobić zakupy. To do jutra. - pocałowała mnie w policzek, wstając. Ja również wstałam, a Justin podniósł moje torby.
- Odprowadzę Cię. - uśmiechnął się pocieszająco. Widziałam, że nie wierzył mi w to złe samopoczucie, jednak nie brnął tematu, za co byłam wdzięczna. Ruszyliśmy w kierunku mojego domu w całkowitym milczeniu.
Powoli mijaliśmy już wszystkie znajome mi rzeczy. Szatyn jednak nie miał zamiaru się odezwać, ja również. Było nam dobrze w tej ciszy, dlatego ją kontynuowaliśmy.
Gdy znaleźliśmy się pod moim domem, przejęłam torby od szatyna i posłałam mu ciepły uśmiech.
- Dziękuję za dzisiejsze zakupy.
- Nie masz za co. Nie lubię zakupów, ale wyjątkowo było fajnie. Widzimy się jutro u Jeniffer? - jego twarz dziwnie się zbliżała gdy do mnie mówił. Nie powiem, że mi się to nie podobało. Czułam, że się rumienię.
- Tak, jutro. Jeszcze raz dzięki. - zagryzłam wargę i tym razem, to ja skłoniłam się, aby musnąć jego policzek. Jego skóra była miękka, gładka i ciepła. Tak miła, że nie chciałam się odrywać, jednak dziwnie by to wyglądało. Odwzajemnił całusa i nawet lekko się speszył.
Ha! No proszę, pan Justin jest zawstydzony.
Chłopak wycofał się, a na rogu pomachał.
Może to dziwne, ale nawet ten głupi gest wywołał u mnie ogromny uśmiech na twarzy.
____________
I kolejny rozdział :) Może nie jest super długi, ale też nie jest krótki :)
Co myślicie o nim? Piszcie w komentarzach! Kocham je czytać <3 .
Jejku to jest chyba najlepszy rozdział jaki napisałaś w tym blogu!!!! :D Już nie moge się doczkać następnego rozdziału xoxo <3
OdpowiedzUsuńświetny rozdział tylko pomyliłaś imiona dziewczyn kiedy Broklin żegnała się z justinem ;p
OdpowiedzUsuńTen rozdzial jest GENIALNY *.*
OdpowiedzUsuńA ten moment kiedy czula sie tak wolna ahh swietny ^.^
A ta koncowka uhuhu *-* juz myslalam ze bedzie pocalunek .. ale i tak fajnie wyszlo :)
A ten poczatek:o jejku grr .. ten Dreak to potwor !!
Czekam na kolejny ;)
Pozdrawiam ;*
cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńjejku *-* oni sa boscy. kocham te opowiadanie. jest swietne i wgl. juz nie moge doczekac sie nastepnego. jezu jak ja nie lubie tego Dreak'a jest okropny. ale to nie zmienia postac zeczy ze cb uwielbiam ;)
OdpowiedzUsuńZajebisty. :)
OdpowiedzUsuń~ Pro Elo Mama. ;)
O matko wspaniałe! <3
OdpowiedzUsuń~Gabi