Brooklyn's POV.
Oddychałam głęboko, spoglądając zdezorientowana na Jeniffer, następnie na James'a , a na końcu na Sharon.
- Proszę, wypuść ją.. - załkałam, czując, że przegrałam. Przegrałam Justina, przegrałam rodzinę, przegrałam życie.
- Ty mnie chyba nie znasz, kicia. - Drake zaśmiał się, a mu od razu zawtórowała Jenifffer. Jej blond włosy, opadały na jej czoło kaskadami, a ja przymrużyłam oczy, robiąc zawiedzioną minę.
- Jak mogłaś.. - wysyczałam, gdy zachichotała triumfalnie, mrugając "słodko" oczami w stronę mężczyzny.
- Widocznie nie znałaś mnie tak doskonale, jak sądziłaś. - prychnęła, oddając swój pistolet Davidowi i sama odsuwając się z Jamesem gdzieś w kąt.
- Rzućcie broń, bo zastrzelę Sharon tu i teraz. - Drake zapanował nad sytuacją, unosząc dwa pistolety i celując nimi w skroń mojej siostry. Zadrgała pod dotykiem chłodnego metalu, a ja zrezygnowana spojrzałam żałośnie na Justina i Cody'iego, kiwając głową, na znak zgody. Podeszłam krok bliżej w stronę moich wrogów, na co Drake spiął się, bardziej wbijając pistolet w moją siostrę. Załkała żałośnie, a ja odłożyłam pistolet na ziemię, unosząc ręce w górę. Odwróciłam się, spoglądając, jak Cody również robi to samo, a Justin wciąż stoi, nie wiedząc co robić. Zaciśnięta jego dłoń na broni, zaciśnięte usta i zamglony wzrok, zdradzał, że nie wiedział co ma robić.
- Odłóż tę cholerną broń, Bieber. - warknął Stoles, tracąc cierpliwość. Chłopak zrezygnowanie odłożył ją na ziemię, nie spoglądając na nikogo z nas. Jego wściekły, zmęczony wzrok wpatrywał się
się w martwy punkt na ścianie. Łzy pociekły po moich policzkach. Dlaczego mi to zrobiliście? Dlaczego?..
Zacisnęłam powieki, głęboko oddychając i spoglądając na wystraszoną Sharon, na krześle. Bomba wciąż pikała, lecz nie mogłam dostrzec ile jeszcze pozostało nam czasu. Mój umysł próbował na szybko wymyślić nowy plan. Nic z tego. Stałam tam i wysłuchiwałam, jak się śmieją.
Nagle odbył się strzał. Następnie kolejny i kolejny. Usłyszałam, jak wiotkie ciała upadają na ziemię. Obejrzałam się do tyłu, modląc o to, żeby to nie byli Cody i Justin. Oni jednak stali zdezorientowani, tak, jak ja, szukając miejsca, skąd dochodziły strzały. Spojrzałam przed siebie, widząc pracowników Drake i Davida, leżących na ziemi i krwawiących. Oni sami stali zdziwieni i zaskoczeni. Otworzyłam usta, zaskoczona, spoglądając na Jeniffer, z uniesionym pistoletem i łobuzerskim uśmieszkiem.
- Szach mat, skarbie. - wychrypiała, celując prosto w głowę Drake.
- Jak to.. Jak, Ty.. To.. James! Co tu się dzieje?! - mężczyzna gniewnie ułożył brwi, spoglądając na nich.
W tym samym czasie, korzystając z braku uwagi obu gangsterów, cichym krokiem zbliżyłam się do naszych pistoletów, wciąż leżących na ziemi. Podniosłem je, bezszelestnie rzucając po jednym w stronę Cody'iego, oraz w stronę Justina. W tej samej chwili, gdy przyłożyłam pistolety do głów Davida i Drake, odbył się strzał i następne padające ciało. Bomba przyśpieszyła. Sharon wrzasnęła w spazmach płacz, spoglądając na czas, jaki nam pozostał. Mój mózg nie wiedział, co ma najpierw załatwić. Spojrzałam na osobę, która dostała kulkę. Jeniffer. Justin podbiegł do mojej siostry, wyciągając z tylnej kieszeni nóż i odcinając sznury. Stoles drgnął na to, ale nie dałam mu nic więcej zrobić. Mocniej przycisnęłam pistolety do ich głów.
- Tylko spróbuj. - wysyczałam, szukając oprawcy, który strzelił w głowę.. mojej byłej przyjaciółki. James zadowolony stał podparty o ścianę.
- Więc zamierzacie dzisiaj przegrać? - zaśmiał się szyderczo, w stronę Drake. Zamieniłam się miejscami z Codyim, który teraz pilnował moich wrogów. Ja sama podeszłam bliżej James'a. Bawił się swoim pistoletem, z uśmieszkiem patrząc na ciało Jeniffer, wykrwawiającej się. Wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię, ona zginie.
- James, odłóż broń, to pozwolimy Ci uciec. - zaczęłam negocjować. Spojrzał na mnie, nieco zainteresowany, ale odbił się od ściany i wymierzył we mnie pistolet. Nie był jednak tak szybki, więc zanim go podniósł, ja zdążyłam już wymierzyć strzał i zobaczyć, jak krople jego krwi, rozbryzgują się na ścianie. Stanęłam jak wryta, patrząc na to, co zrobiłam. Niestety. Nikt nie jest tak szybki, żeby uniknąć przyszłości. Ogromny wybuch, opanował moje uszy, sprawiając, że przetoczyłam się kilka kroków dalej i upadłam na ziemię. Niewyobrażalny ból, pojawił się w moich uszach, a oczy jakby same zaczęły się zamykać. Ostatnie co widziałam, to widok rażącego pożaru i ogromnych kłębów dymu. A potem przywitała mnie ciemność i zapanowała cisza.
Regular's POV.
Każde z nich znajdowało się gdzie indziej, ale w tym samym miejscu. Nie rozumiesz? Justin właśnie był odwiedzić jego rodzinę, która ciepło ogrzewała się przy kominku w Londynie. Nie mógł zrozumieć, dlaczego nikt nie zareagował na jego powrót. Dlaczego nikt go nie słyszał. Dlaczego nikt go nie widział. Dlaczego? Wszyscy zachowywali się, jakby go nie było. Jego siostra, Jazmyn właśnie piła gorącą czekoladę, wysłuchując z markotną miną, jak dziadek opowiada jej historię z dzieciństwa. Jeremy i Pattie - jego rodzice, przygotowywali coś w kuchni, śmiejąc się i rozmawiając. Jaxon, najmłodszy z rodziny, bawił się klockami lego, które dostał na święta. Wszyscy tam byli. Ale nie zobaczyli go.
Cody. Cóż, on stał wpatrywał się w tańczący śnieg, na wietrze. Ludzie mijali go, ale żaden z nich nie zwrócił na niego uwagi.
Jeniffer. Ona..Ona była w ciemności. Kompletnej ciemności.
Brooklyn. Miała najtrudniejsze zadanie. Szła przed siebie. Szła i szła, nie znając końca. Znajdowała się w ciemnym korytarzu, na końcu którego, błyskało światełko. Próbowała do niego dojść, ale bez efektu. Korytarz ciągnął się i ciągnął, a ona sama z każdym krokiem traciła nadzieję i słabła. Wokół panowała kompletna cisza, nie słyszała nawet własnych kroków. Światło, na chwilę wydało się wyraźniejsze, a następnie znów się oddaliło. Miała ochotę wybuchnąć z frustracji i złości. Ale coś nakazywało jej iść. Idź, Brooklyn. Idź. Nikt nie liczył jej czasu. Nie wiedziała, ile już tak podąża. Idź Brooklyn. Idź. ***
- Przykro mi, nie możemy dłużej czekać. - zrezygnowany lekarz, podszedł do maszyny, znajdującej się przy uśpionej dziewczynie. - Proszę poczekać jeszcze kilka dni, błagam. - błagalny głos, odbił się w jej uszach. Słyszała to! Ona to słyszała. Niestety, nie mogła zrobić nic więcej. Tylko słuchać.
- Bardzo mi przykro. Musimy zwolnić łóżko. Takie są procedury. - lekarz wydawał się nieugięty i stanął przy jej łożu.
- Mogę się z nią pożegnać? - załkał, ten drugi głos, który był dość niski, zachrypnięty i.. bliski płaczu.
- Ma pan kilka minut.
Trzask drzwi, dał jej do zrozumienia, że zostali sami. Nie wiedziała jeszcze z kim, ale wiedziała, że się dowie.
Skrzypienie łóżka, dało poznać, że właśnie ktoś usiadł obok jej ciała, na łóżku. Poczuła, jak ktoś bierze, jej dłoń. Czuła, słyszała to wszystko, a jednocześnie była gdzieś daleko. Stala w ciemnym korytarzu, przyglądając się światełku.
- Wtedy, w parku.. - zaczął jego głos, a ona wsłuchała się w jego brzmienie. - Byłaś jednocześnie, taka piękna i taka.. niewinna.
Już wiedziała, kim był. Jej serce podskoczyło ku gardłu. Tak bardzo chciała mu pokazać, że słyszy. Że tu jest.
- Ja.. Ja wtedy wiedziałem, że muszę Wam pomóc. Nie mogłem Was tak zostawić.. - był na skraju rozpaczy, a ona na skraju załamania.
- A potem.. Potem.. Pokochałem Cię. Tak cholernie Cię pokochałem, że byłem gotów oddać życie, za Ciebie. Teraz również jestem. Tak bardzo bym chciał, żebym to ja tu leżał, a nie Ty. Żeby to potoczyło się inaczej. - przerwał, pociągając nosem.
- Tęsknie za Tobą, od kilku miesięcy, kochanie. Codziennie tu jestem. Codziennie z Tobą rozmawiałem. Słyszałaś te rozmowy? Moje zapewnienia, że będzie dobrze?
Nie słyszała..
- Sharon wyzdrowiała. Jedyne co pozostało po tym incydencie.. To lekkie pogorszenie słuchu. Cody też tu jest, wiesz? Nie wiedziałem, że jest takim wrażliwym człowiekiem, ale.. Popłakał się kiedyś, jak rozmawiał tu z Tobą, wiesz? - całkowicie się załamał, czując łzy pod powiekami..
- Popłakał. Widziałem to. A potem wyszedł i za każdym razem, gdy próbuję go namówić, żeby tu ze mną przyszedł, boi się. Boi się, zobaczyć Cię ponownie w tej samej pozycji, bez żadnego ruchu. - znowu przerwał, ściskając mocniej jej dłoń. Nie krył się z płaczem. Płakał przy niej, a ona czuła, jego słone łzy na swojej dłoni.
- Ja też się boję. Wciąż się boję. Boję się, że nic się nie zmienia. Nawet panikuję, że może zaraz Twoja ręka mnie uściśnie, a ja tego nie wyczuję. I pozwolę Ci odejść. Ale ja Ci nie pozwolę odejść, rozumiesz? - warczał teraz, tak zdeterminowany, że wyraźnie usłyszała każde z jego słów.
A światło się zbliżało.
- Nie pozwolę. Jesteś wszystkim co mam, Brooklyn. Wszystkim. Kocham Cię. Tak cholernie Cię kocham.
Oni tego nie rozumieją. Nie rozumieją, jak silni jesteśmy, oboje, prawda?
Wpatrywał się w jej delikatną twarz, z której już dawno zniknęły wszelkie siniaki i zadrapania. Była blada, ale wciąż piękna.
Dotknęła światła.
Niemożliwe.. To niemożliwe.. Jej powieka. Jej powieka się poruszyła?
- Panie doktorze!
__________________
Dodany później, bo naprawdę męczyłam się z tym rozdziałem ://
Wyszedł beznadziejnie, no, ale cóż.. Nie każdy musi być świetny, nie? :)
Dziękuję Wam za 10 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Jesteście kochani <3 .
OMB ale się podziało...
OdpowiedzUsuńjejku biedny Justin...
to dobrze, że Brooklyn zaczyna się budzić :)
Tak... jestem happy bo miałam racje :D
OdpowiedzUsuńTo był plan..
Tylko czy Jenniffer. ona przeżyła ?..
K.C.
Anana
Czekam.na nn skkfwkdk
OdpowiedzUsuńZajebisty *.*
OdpowiedzUsuńŻyczę weny! Czekam nn <3 @natalusia99
http://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Zaniemówiłam...
OdpowiedzUsuńNa początku to z Jeniffer i w ogóle to wszystko, a później...
Boże, to jak opisałaś, że każdy jest dzie indziej... Przeszłaś tym samą siebie. Tak cholernie dojrzałe... Brak mi słów...
Kilka miesięcy !? Ona tam przeleżała kilka miesięcy...?
Bęże kochany, tak mi szkoda Justina, ale mam nadzieję, że teraz będzie LEPIEJ, bo w końcu zawsze musi się coś spieprzyć...
Nie mogę powiedzieć, że ten rozdział był "super", "ekstra" czy "zajebisty', bo te określenia tu nie pasują. Ten rozdział był przepiękny i poważny... Cudowny i idealny.
Kocham Cię i dziękuję ;-*
my-heaven-jb.blogspot.com
the-other-side-jb.blogspot.com
o matko popłakałam się
OdpowiedzUsuńto jest po prostu idealne
cieszę się, że się obudziła :)
już myslałam, że Jeniffer ich zdradziła a potem ten zwrot akcji
czy to oznacza, że Jen już nie żyje ??
czekam na kolejny ♥
dziękuję
Kochanie .!!!
OdpowiedzUsuńPierwsze co to chcę Cię strasznie ogromnie przeprosić .!!! ;ccc
Za to że nie komentowałam ale nie miałam czasu problemy a teraz jeszcze jestem chora .. ;c i muszę wyzdrowieć wykurować się do soboty by iść na Believe .. ;c <3 Ale nie tu o mnie ..
Rozdział bombowy .. Po prostu chciało mi się ryczeć jak czytałam moment gdy chcieli jej odłączyć maszyny .. Boże .. NIEEEE .!!!!!!
Na szczęście ona żyje .!!! Kocham to opowiadanie .! Jesteś niesamowita .!!
Czekam na następny .!!!
Mam nadzieję że mi wybaczysz .! <3 ;c
I zapraszam do siebie .!
http://one-die-one-love-one-life.blogspot.com/
http://you-me-us-forever.blogspot.com./
~ Weronika Bieber .! <3
Heey kochanie ..
UsuńKiedy pojawią się nowe rozdzialy .?
http://as-long-as-you-are-with-me-baby.blogspot.com/2014/01/rozdzia-1.html <----- od wczoraj publikuję oficjalnie 3 bloga .. i to od was będzie zależalo czy on będzie istanial ..
Kocham czekam na następne .!
~ Weronika Bieber .. <3
http://one-die-one-love-one-life.blogspot.com/2014/01/przykro-mi.html?showComment=1390937928061#c9175300963938932904 <---- tam jest odpowiedź na twój komentarz .. ;c
Usuń~ Weronika Bieber ..
O jezu *-* Przy końcówce sama miałam łzy w oczach :'( Rozdział jest... jest po prostu... po prostu wspaniały <3 Tylko, mogłabyś trochę zrozumialej pisać? Bo ja nie wiedziałam wgl. o co tam chodzi, kto zginął wgl. nie wiedział, musiałam par razy przeczytaz żeby ogarnąć XD może nie umiem czytac ze zrozumieniem? XD ;c
OdpowiedzUsuńDawaj nastepny !!!!<3
OdpowiedzUsuńCześć zostałaś nominowana do LIEBSTER BLOG AWARD więcej u mnie http://prawda-klamstwo.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń